Zdjęcie ze strony bibliolore.org
Muzyka filmowa komponowana jest specjalnie
na potrzeby filmu – może być zarówno warstwą dopełniającą fabułę, jak i
ilustrującą odczucia oraz przeżycia bohaterów. Są to kompozycje uwzględniające
strukturę obrazu, rodzaj, konwencję stylistyczną, a także fabułę. Na przestrzeni
lat filmoznawcy zaczęli przypisywać jej coraz więcej funkcji, które może
spełniać w konkretnym obrazie. Ścieżka dźwiękowa stała się jego niepodważalną
częścią – na dobre zagościła w filmowych dziełach. Według Alicji Helman muzyka jest tą jedyną warstwą ścieżki
dźwiękowej, z którą film się godzi, co więcej, na którą zgłasza
zapotrzebowanie. Muzyka jest zarazem jedyną sztuką, która koegzystując z filmem
nie zagraża jego artystycznej niezawisłości[1].
Ta odmiana sztuki muzycznej nie jest
jednoznaczna – stanowi zarówno samowystarczalny środek przekazu, jak również
znakomicie wpasowuje się w syntezę z innymi rodzajami twórczości. Można
podzielić ją na: operę, dramat muzyczny, komedię muzyczną, operetkę, ilustrację
sceniczną, pantomimę. Wszystkie te warianty łączy fakt, iż stanowią pewien typ
związku muzyki i sztuk wizualnych.
Muzyka towarzyszyła nowej, rodzącej się
sztuce filmowej już od samych początków, kiedy to pod koniec XIX wieku
pierwszym pokazom dzieł braci Lumière asystował akompaniament fortepianu. Historia powiązań muzyki i filmu, ich
wzajemnych zależności, wydaje się szczególnie interesująca jako specyficzny
przykład współistnienia dwóch sztuk. Film – pozornie sztuka słabsza – czerpiący
i korzystający z muzyki, potrafił ją całkowicie opanować. Związek ten jest
także pasjonujący z uwagi na zachowanie aktywności obu sztuk i ich wzajemne
oddziaływanie, specyficzną rolę jaką muzyka odegrała zarówno jako
towarzyszenie, ilustracja czy komentarz filmu, jako jego oręż i sojusznik w walce
teoretycznej i wreszcie jako współczynnik jego ewolucji[2]
– wspomina w swojej książce Helman. Jednymi z pierwszych prób udźwiękowienia
obrazu było korzystanie z gramofonów i pianoli, które jednak często zagłuszane
były przez odgłosy wydobywające się z projektora. Ważną postacią w tamtym
okresie był taper – instrumentalista grający na pianinie bądź organach
teatralnych, który akompaniował niemym obrazom podczas ich projekcji.
Wykorzystywał on głównie utwory już istniejące (wydawano specjalne wydawnictwa
nutowe, ilustrujące konkretne sceny), które miały odpowiadać fabule i emocjom w
niej zawartych. W miarę jak przemysł filmowy się rozwijał, zaczęto także
korzystać z usług początkowo mniejszych, a potem coraz bardziej widowiskowych
orkiestr, które komponowały muzykę do danego filmu. Na potrzeby kin rozpoczęto
produkcje specjalnych organów potrafiących stymulować brzmienie dużych zespołów
muzycznych i efektów dźwiękowych (takich jak na przykład wystrzał z pistoletu
czy grzmot pioruna). Pierwszą stałą orkiestrę kinową zorganizowano już w roku
1901 w Wielkiej Brytanii, w kinie Mohawk’s Hall natomiast pierwszy utwór
muzyczny przeznaczony do filmu został skomponowany we Włoszech w 1906 roku do Maliadell’ Oro. W kolejnych latach coraz
więcej twórców korzystało z możliwości udźwiękowienia w ten sposób swoich
obrazów – nadawało to twórczości większej głębi emocjonalnej, jak również
dzięki wielkim i znanym orkiestrom ich obrazy przyciągały mnóstwo widzów do
kin.
Kadr z filmu "Śpiewak Jazzbandu"
Przełom w kwestii udźwiękowienia nastąpił
w połowie lat dwudziestych XX wieku. Pierwszą muzyka filmową, która została
nagrana na ścieżkę dźwiękową filmu była kompozycja z obrazu Nibelungi zaprezentowana w 1925 roku
podczas pokazów w Century Center w Nowym Jorku. Za pierwszy fabularny obraz z
synchronicznym dźwiękiem uważany jest Don
Juan Alana Croslanda (produkcja Warner Bros), który wszedł jednak do kin w
następnym roku. W 1927 roku nastąpiła prawdziwa rewolucja za sprawą Śpiewaka jazzbandu (również w reżyserii
Croslanda) – było to pierwsze dzieło, które (oprócz udźwiękowionej taśmy
filmowej) posiadało liczne fragmenty śpiewane, zsynchronizowane z obrazem (po
raz pierwszy została również napisana i
skomponowana piosenka – Mother, I Still
Have You – i wykonana przez głównego bohatera granego przez Ala Jolsona).
Dzieło to jest symbolicznym końcem wiodącego do tej pory prym kina niemego i
początkiem dźwiękowej ery.
Kolejne lata przyniosły rozkwit
kinematografii – narodziny nowych kierunków w twórczości, rozwój gatunków, w
tym powstawanie pierwszych filmowych musicali, a także ścieżek dźwiękowych,
które nie były tylko częścią fabuły, ale przede wszystkim stanowiły odrębną
formę ekspresji. Twórcy rozpoczęli próbę umiejętnego łączenia muzyki i obrazu
poprzez ich wspólny nastrój i dramaturgię. Uczyli się odpowiedniego rozplanowania
jej, aby następnie dojść do całkowitej syntezy warstwy wizualnej i dźwiękowej.
Początkowo ogromną popularnością cieszyły się opery i muzyka symfoniczna, aż do
lat sześćdziesiątych, kiedy na pierwszy plan zaczęła się wysuwać tak zwana
muzyka popularna. Filmowcy jednak nie zapomnieli o korzeniach.
Następne dekady to wzrost popularności
ścieżek dźwiękowych, które zawierał niemal każdy profesjonalny film. Sprzedaż
płyt z muzyką filmową osiąga bardzo dobre wyniki, jest to także świetna
promocja samego obrazu – dźwięk stał się integralną częścią przemysłu
filmowego. Twórcy przez lata praktyki oraz dzięki doświadczeniom swoich
poprzedników nauczyli się z muzyki bardzo umiejętnie korzystać – ma to
odzwierciedlenie zarówno w filmach komercyjnych jak i niezależnych dziełach.
Staje się ona niejako odbiciem przedstawianej historii, czasu i miejsca.
Wzbogaca sceny o dodatkowy przekaz i emocje zawarte w melodii bądź tekście. Są
to zarówno utwory już znane, zapożyczane na potrzeby obrazu, jak również
specjalnie na jego potrzeby komponowane. Autorzy kina szczególnie cenią tę
formę sztuki, gdyż dzięki niej mogą przekazać widzom swoje osobiste refleksje i
odczucia.
[1] Helman
A., Rola muzyki w filmie, Warszawa, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1964, s.
8.
[2] Ibidem,
s. 10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz