poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Slash "Apocalyptic Love" | RECENZJA PŁYTY




Slash, legendarny gitarzysta Guns N' Roses, później założyciel takich zespołów, jak Slash's Snakepit czy Velvet Revolver postawił kilka lat temu na karierę solową, jeszcze przed powrotem do Gun N Rosea. Jego pierwszy album zatytułowany Slash z 2010 roku okazał się sporym sukcesem i udowonił, że legenda jednego z najlepszych gitarzystów na świecie nadal trwa. Co więcej Slash pokazuje, że klasyczny hard rock ma się dobrze (szczególnie hard rock w jego wykonaniu!)  i w natłoku muzyki popularnej znajdzie się jeszcze dla niego miejsce. W przeciwieństwie do płyty z 2010 roku na której skład zespołu nie był stały (wokalem popisały się takie gwiazdy, jak Ozzy Osbourne, Kid Rock czy Iggy Pop), tym razem Slash daje fanom zespół z prawdziwego zdarzenia. Głos w udziale przypadł Myles'owi Kennedy, ktory współpracował już ze Slashem przy pierwszej płycie (piosenki Starlight, Back from Cali), na basie pomaga Todd Kerns, a w bębny uderza Brent Fitz. I to właśnie ta czwórka odpowiedzialna jest za sukces składanki Apocalyptic Love.

Płyta to połączenie rock’n’rolla z hardrockowym uderzeniem, a także  genialnymi riff'ami i solówkami, które są oczywiście nieodłącznym elementem każdego utworu Slash'a. Zespołowi udało się wypracować sobie swój własny, indywidualny styl. Może on momentami przypominać oryginalne Guns N’Roses, ale myślę, że dla fanów gitarzysty fakt ten stanowi znaczący plus. Krążek otwiera piosenka Apocalyptic Love, która idealnie wprowadza słuchaczy w pozytywny i dynamiczny klimat, jakim dalej wypełniają odbiorców muzycy. Na singiel albumu wybrano numer You’re a Lie – melodyjny, przebojowy i oczywiście uświetniony wspaniałą solówką gitary prowadzącej. Sądzę, iż wybór kawałka promującego płytę trzeba uznać za trafny, choć jeszcze kilka innych utworów mogłoby spokojnie zająć jego miejsce. Jednym z takich alternatywnych propozycji jest na pewno numer ósmy, czyli Anastasia z emocjonującą partią solową naszego Mistrza. Akustyczny wstęp i riff'y gitary elektrycznej sprawiają (w połączeniu ze świetnym refrenem), że jest to jeden z mocniejszych akcentów na płycie.  Prawdziwą „petardą” wystrzelaną wprost z głośników jest Hard and Fast, kawałek o bardzo znaczącym tytule, zmuszający wręcz do nastawienia pokrętła głośności na opcję max. Podobnie dzieje się z kawałkami Shots fired, One last thirll czy Halo. Znakomity efekt (praktycznie na całym krążku) stanowi połączenie charakterystycznego głosu Myles'a i znakomitej gry na gitarze Slash'a. Wokalista idealnie odnalazł sie w tej współpracy, co dało bardzo satysfakcjonujące efekty. Szczególnie słychać to w dwóch rockowych balladach, którymi zaszczycił nas zespół. Pierwszą z nich jest Not For Me, kawałek momentami spokojniejszy, nostalgiczny, ale mający też fragmenty cięższego brzmienia, akcentujące tekst mówiący o problemach z używkami (które dotyczą wielu muzyków, w tym także i twórców tej wspaniałej płyty). Drugą spokojniejszą propozycją jest Far and away, która idealnie oddaje nastrój tęsknoty i pogoni za bliskością drugiej osoby. Cała płyta składa się z trzynastu piosenek i dwóch utworów bonusowych: Carolina i Crazy life.

Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że właśnie takiej płyty fani rock’n’rolla oczekiwali. To kawałek solidnego, rasowego brzmienia, wychodzącego naprzeciw standardom muzycznym naszych czasów, zrealizowanego z przeogromnym wyczuciem, wyjątkową muzykalnością, wyobraźnią i przede wszystkim – na najwyższym poziomie. Jego krążek stanowi porządne uderzenie, pokazuje wielkie umiejętności i daje kawał dobrej muzyki, która nigdy nie przeminie. Apocalyptic Love w zasadzie nie posiada żadnych słabych punktów i można ją spokojnie polecić.


// Płyta znajduje się w magazynie zbiorów specjalnych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz